Deszcz pada
Mieć swój kąt – zadowolona wypowiedziała życzenie na kolejne urodziny i umościła swój tyłek na wygodnym siedzisku krzesła stojącego przy biurku. W tym samym czasie, na zewnątrz, pada deszcz. Tak, po prostu jednostajnie, ciągle; z dodatkowymi efektami w postaci: ciemności, siorbania, plumkania, stukania i zapachu wilgoci.
Prawie cała Przyroda – bez własnego kąta – zdana jest na jego jestestwo.
Liście drzew nie szeleszczą; kierunku też nie zmieniają – wiszą wpatrzone w grunt z którego wyrasta ich ,,chlebodawca“. Niektóre z nich, które już spadły, zapadają się głębiej i bardziej w ziemię, i procesy gnilne. Ptak nie przysiadł na najbliższym słupie oświetleniowym. Osiedlowa latarnia ograniczonym snopem oświetla chodnik – łatwo można ją pomylić ze zwykłą latarką (taką, której użyjesz, by odnaleźć zgubioną rzecz, która, przed chwilą, wyślizgnęła się z wilgotnej dłoni).
Noc mija
Minęła noc. Na pochyłej stronie placu kolor zielony wyparły brunatne zacieki lawiną opadających liści.
(Nie zaglądając do pogodowych prognoz) gołym okiem widać, że siła wiatru zwiększyła się. Niedotknięte, bordowoczerwone liście jarzębin – w dolnym szpalerze drzew wzniesionej strony placu – wskazują na wiatr umiarkowany o prędkości czterech stopni według Beauforta. Drzewo oświetlone nierównomiernie, w narożniku miejsca, epatuje łysą koroną po stronie zacienionej a druga połowa, ta pieszczona blaskiem słońca, faluje bujną, żółtą czupryną. Dziko wydeptane ścieżki, pokryte szaroziemistym miałem, odpoczywają. Większość z nich łączy obrzeża, nieliczne, na których słońce położyło promień, znikają nagle, ogłaszając zaskoczonym piechurom: koniec jasnej trasy, dalsza kontynuacja po trakcie w ciemniejszych barwach! Są i te, z betonowych kwadratów, bezczelnie lamowane kępkami trawiastych tubylców. Z perspektywy przedsięwzięcia budowlanego rozrzucenie płyt gwarantuje im długowieczność, jednomyślność rozmiaru wymusza na spacerujących skróconą używalność na rzecz tych z nieładem struktur i kształtów.
Dni mijają
Po trzech dniach plac okalają drzewa o bezlistnych i żółtych koronach. Czekając na kolejne wariacje w swoich czuprynach kreują nowy wygląd dachu nad systemem korzeni. Obecnie, w gęstej i zielonej, przyziemnej trawie zalega brunatno-żółta mieszanina opadłych liści. Jesień, która gości długo, ‘odebrała chleb’ pracownikom utrzymujących porządek terenów zieleni. Opad liści odbywa się sukcesywnie. Podobnie jest z ich biodegradacją, która następuje stopniowo – nie wymusza użycia odkurzaczy do usuwania roślinnych resztek.
Słońce świeci
Dziś już nie pada. Słońce sprawiło, że każdy przedmiot mogę zobaczyć w wyostrzonych kształtach i jaskrawych barwach. Cień jeśli jest to ściśnięty, i małym wycinkiem nie zamazuje wyglądu rzeczy na biurku, a na każdej można wypatrzeć małe słońce wyglądające jak paląca się żarówka (widziana z dołu). Tak samo łatwo rozdzielić rodzaje kłaczków, niteczek, cząsteczek jak ich barwy – na powierzchniach i wokół. Fala jasności nie wystarcza, aby wypatrzeć roztocze. Mieszanka kurzu leży martwa na miejscach przydzielonych przez ruchy powietrza w pokoju. Moje jedno dmuchnięcie powoduje, że przelatuje na inną pozycję, i jednocześnie uświadamia mi, że mam coś do powiedzenia, przynajmniej, w tej materii – chociaż nie tylko, bo również, i to że zaniedbałam czynności konieczne do utrzymania porządku. Wiadomo w walce z kurzem trudno nie zostać zdemaskowanym przez słońce. Mam świadomość, jednej z wielu, walk z wiatrakami. Niemożliwe jest uzyskanie idealnej powierzchni przez dłuższy czas, jeśli nie ulegnę manii czystości.
Adres do korespondencji: Malgorzata Koper, ul. Osiedle Stare Sady 15 m. 10, 98-300 Wieluń, tel.:782804280, e-mail: malgorza.koper@gmail.com
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie...